Grzegorz Gołębiewski - grzechg Grzegorz Gołębiewski - grzechg
1956
BLOG

Bezradna Ameryka, bezradna Bruksela

Grzegorz Gołębiewski - grzechg Grzegorz Gołębiewski - grzechg Polityka Obserwuj notkę 31

Liczba zabitych i rannych w zamachach, do jakich doszło dziś w Brukseli nie jest jeszcze do końca znana, ale rozmiary tragedii każdego muszą przerazić. I po raz enty trzeba postawić pytanie, dlaczego eskalacja terroru w Europie nie ma końca, dlaczego ciągle giną niewinni ludzie. Może Europa jest zbyt słaba, może zbyt otwarta, a może to wszystko wina kanclerz Merkel. A może to, a może tamto słyszymy od kilku lat. Okazuje się, że kilkuset dobrze wyszkolonych terrorystów i kilkanaście tysięcy sił zbrojnych tak zwanego Państwa Islamskiego może z powodzeniem terroryzować cały świat, więcej, może tworzyć nowe komórki swojego terytorium, tak jak to się dzieje obecnie w Libii.

 

Z jakiegoś powodu, niewielka organizacja zbrojna, mająca przeciwko sobie amerykańskie lotniskowce, samoloty F-16, tajne służby, satelity, drony i w sumie miliony żołnierzy rozlokowanych na całym świecie jest niezniszczalna, jest w zasadzie nie do pokonania. Nie bardzo wiadomo, dlaczego USA nie zdecydowały jednak o interwencji zbrojnej na Bliskim Wschodzie i to co najmniej dwa lata temu. Strach przed Rosją, przed światem arabskim? Rosjanie, przynajmniej oficjalnie, nikogo nie pytali się o zgodę, kiedy wysyłali żołnierzy do Syrii i nikt nie podnosił larum, gdy bombardowali syryjską opozycję, w tym obiekty cywilne takie jak szkoły. Walczyli z Państwem Islamskim, tylko bomby spadały gdzie indziej. Jeśli chcemy znaleźć przyczynę tego potwornego już chaosu w dzisiejszym świecie, to trzeba patrzeć na Amerykę Baracka Obamy. Właśnie na niego i tylko na niego.

 

Eksperci międzynarodowi, dalecy od sympatii republikańskich, dość zgodnie uważają, że Barack Obama w polityce międzynarodowej nie odnotował przez dwie kadencje praktycznie ani jednego sukcesu, a to co robił sprzyjało jedynie wzrostowi chaosu na Bliskim Wschodzie, a w konsekwencji powstaniu gigantycznej fali migracyjnej, która ruszyła do Europy. A ten marsz dopiero się zaczął. Fatalny w skutkach dla Europy reset USA z Rosją, który Moskwa uznała po prostu jako sygnał, że Europa jest ich i co najwyżej jeszcze Niemców. Wyraźne schłodzenie relacji z Polską, spowodowane nie tylko afrontem PO w sprawie budowy tarczy antyrakietowej. Gdzie się nie obejrzeć, rola Stanów Zjednoczonych jako państwa sprzeciwu wobec autorytarnych i totalitarnych reżimów na świecie, spadła za prezydentury Obamy do minimum. NATO stało się w tym czasie mocno niewydolną strukturą wojskową, bardziej stowarzyszeniem dowódców, niż siłą militarną. Wystarczy przypomnieć bezradność NATO, gdy padał reżim Kadafiego.

 

To zrozumiałe, że trudno jest walczyć z terrorystami samobójcami, z ludźmi związanymi religijnym fanatyzmem, ale też trudno zrozumieć, co przez ostatnie lata robiły te wszystkie think - tanki? Zagrożenie islamizacją Europy nie tyle jest realne, tylko ta islamizacja już trwa. Ona trafiła na bardzo podatny grunt wypalonej kulturowo zachodniej Europy. Postmodernizm nie wzbudza już entuzjazmu, wszystkie inności kulturowe i seksualne też już się zużyły medialnie i politycznie. Mówiąc wprost, nie ma się "o co oprzeć", Europejczycy nie mają punktu odniesienia. Przecież powtarzano nieustannie, że nie ma Boga, nie ma autorytetów, nie ma nawet jakiegoś jednego kanonu wartości. Można powiedzieć, że jest pięknie, bo w tej naszej Europie jest tak różnorodnie. A różnorodnie to bardzo demokratycznie i poprawnie.

 

Wywodzący się z amerykańskich uniwersytetów political correctness znakomicie, wręcz cudownie przyjął się w "wygłodzonej" kulturowo Europie. Każdy nowy muzułmanin za rogiem, w mojej kamienicy, w sklepie, to wzbogacenie świata, to jeszcze więcej otwartości i życia w cudownej postnowoczesnej rzeczywistości. Dziś już jest za późno. Dziś już, bez bardzo radykalnych kroków, Zachód nie zatrzyma islamizacji Europy, a Stany Zjednoczone dosłownie "rozmemłane" i rozbrojone przez Obamę, nie będą umierały za Europę.  Wystarczy spojrzeć na kuriozalną, a nie historyczną wizytę Prezydenta USA na Kubie. Żadnych wymiernych korzyści dla Amerykanów, punkty zbiera z niej tylko kubański reżim. Fatalny czas dla Europy być może dopiero się zaczyna.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka