Grzegorz Gołębiewski - grzechg Grzegorz Gołębiewski - grzechg
4043
BLOG

Oni się czegoś boją

Grzegorz Gołębiewski - grzechg Grzegorz Gołębiewski - grzechg Polityka Obserwuj notkę 99

 



Z góry uprzedzam, że ta refleksja wynika wprost z wpojonych mi przez PiS teorii spiskowych, politycznych aberracji, smoleńskich niedorzeczności oraz narastających przez osiem lat frustracji i antymainstreamowych obsesji. To musiało się więc tak skończyć. Obserwuję, w oparciu o dokonania niemieckiej szkoły Gestaltpsychologie (psychologia postaci) zachowanie polityków PO, a w szczególności ich twarze, gesty, grymasy, oczy (!), mimikę, tembr głosu. I dochodzę do jednoznacznego wniosku, że całkiem od niedawna oni się czegoś boją. Kiedy oglądam Grzegorza Schetynę, nie jest przecież ważne co on do nas mówi, bo wiemy, że to co mówi dziś, powtórzy jutro i pojutrze. O wiele ważniejsze jest to, jak mówi.W jego głosie nie ma najmniejszej pewności, co wypowiadanych słów, choć stara się jak może. Chwilami wydaje się, że udusi na oczach widzów własnymi słowami. W jego oczach widać strach, niepewność, smutek, ale to nie PiS jest przyczyną tego niepokojącego stanu.

 

Podobnie były minister Tomasz Siemoniak. Był rześki, ofensywny, chciał być nawet przewodniczącym PO. Tymczasem od kilku dni jest wyraźnie spięty, oczy nieruchome jak w transie, bez tego mainstreamowego blasku, a głos jak ze studni, mało radosny, choć walczy o demokrację. Może ten audyt w MON? Podobnie poseł Andrzej Halicki. To już nie jest ten sam Halicki - luzak, jajcarz i ekstrawertyk. W tym, co mówi i jak mówi wyczuwa się introwertyczne przygnębienie, jest wyciszony, jakby schowany za podwójną gardą. Nie mógłby zagrać roli DiCaprio w "Titanicu", nie przekonałby Kate Winslet, że warto umrzeć z miłości w lodowatym oceanie. To by nie przeszło. Są jednak wyjątki. Niektórych stany lękowe omijają. One dotyczą tych polityków Platformy Obywatelskiej, którzy, albo żyją w swoim własnym - zamkniętym, przytulnym i cichym świecie, albo tych, dla których rzeczywistość nie ma żadnego znaczenia, ponieważ uważają, że są bytami kosmicznymi, nieskończonymi  i wiecznie młodymi.

 

Do tych pierwszych - tu brak zaskoczenia - należy Stefan Niesiołowski. Zacięte usta, błysk w oczach, a wiara w to co mówi jest tak samo poruszająca i zachwyca nas jak rok czy pięć lat temu. Do drugiej kategorii wypada zaliczyć europosła PO Adama Szejnfelda. Gdyby nawet Titanic zatonął z całą PO na pokładzie, on, z tym swoim rozbrajającym i empatycznym uśmiechem powiedziałby, że zrobi się mały lifting i wszyscy wypłyną znowu na powierzchnię. Jest jeszcze trzecia kategoria wśród polityków opozycji, ale ona całkowicie wymyka się Gestaltpsychologie. To stara berlińska szkoła psychologii z początku ubiegłego stulecia, więc jej twórcy nie przewidzieli, że mogą się pojawić zupełnie nowe i niezbadane dotąd obiekty jak Ryszard Petru czy Kamila Gasiuk - Pihowicz. Przez to są zupełnie wyjątkowi. Mają błysk w oczach, sam tembr głosu budzi w szeregach pisowskiego reżimu paniczny strach. Dziwię się, że nie dołączył do nich Borys Budka. Marnuje się w PO, a ma tyle zapału.

 

 

Jakie z tego płyną wnioski? Być może politycy Nowoczesnej nie mają się czego bać, a PO jednak coś złego przeczuwa. Więzienia? Aresztowania? Niekoniecznie. To jest raczej pewien rodzaj heideggerowskiej trwogi, coś nienazwanego, strach przed czymś nieokreślonym, przynajmniej tak to wygląda. Ale każdy uważny obserwator zauważy, że ich agresja jest "pusta", nie ma w niej żadnej treści, choć nieustannie wartościują w okrutny sposób każdy czyn PiS-u. Być może odpowiedź zna Jarosław Kaczyński. Platforma sama nam nie powie, co się stało. Ktoś, kto w ogóle choć trochę serio potraktuje tę moją niedorzeczną refleksję, zapyta się pewnie i całkiem słusznie, co w takim razie można powiedzieć o Komitecie Obrony Demokracji i jego zwolennikach, którzy radośnie i przebojowo walczą o postęp. Podczas każdego protestu wyrabiają 500% normy. Zawsze jest ich pięć razy więcej niż jest. Mnożą się w trakcie marszu, więc zapaść demograficzna nam nie grozi.

 

 

Pozostaje jednak pytanie, skąd się u nich bierze to olbrzymie poczucie pewności, ten speed. Oni po prostu poczuli się niedawno narodem, co wszem i wobec ogłosili.  Tak jak w całej powojennej historii Polski, zawsze wychodzili z opresji, zawsze wyprzedzali historię, można powiedzieć, że ona zostawała za nimi daleko w tyle. Mają więc świadomość, że jest się czego bać, że ujrzą niedługo światło dzienne ponure tematy, ale jednocześnie mają także głębokie przekonanie, że i tym razem uciekną historii, że wyjdą z tego cało. Bo rację ma Donald Tusk, ten jeden jedyny raz, że Polska znajduje się na zakręcie. I wie też, że jak Polska pokona ten zakręt, to nic już nie będzie takie samo jak było. Ale Tuska ten problem jakby nie dotyczy. On już dawno zszedł z Titanica.    

   

 

      

 

         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka