Grzegorz Gołębiewski - grzechg Grzegorz Gołębiewski - grzechg
6266
BLOG

Koniec grandy w TVP

Grzegorz Gołębiewski - grzechg Grzegorz Gołębiewski - grzechg Polityka Obserwuj notkę 79

Uparło się Prawo i Sprawiedliwość, żeby zniszczyć do końca media publiczne, wszystko nocą, przy wyciskającym łzy oporze obrońców TVP z PO i Nowoczesnej. Jedni i drudzy siebie warci. To jasne jak słońce, że niemal cały dyrektorski i prezesowski garnitur TVP jest do wymiany, cała TVP jest do wymiany, odbudowy, naprawy, różne słowa można dobierać tu bez końca, bo PO i PSL zdemolowały media publiczne w Polsce, a już na pewno telewizję. I zdemoralizowały do cna kręcące się po studiach środowisko dziennikarzy. Jeśli nie wszystkich, to niczego to nie zmienia. Na co dzień widać i tak awangardę: Lewicka, Tadla, Kraśko, Lis x 2 , Pietrasik i jeszcze kilkunastu innych gwiazdorów. Politycy PiS-u nie mogą nic powiedzieć do kamery, bo cokolwiek powiedzą, przytnie się odpowiednio, coś tam zostanie wyrwane z kontekstu i wyemitowane jako dowód skoku na media i niszczenie wolności słowa w Polsce. Cyrkiem jest to, że najgłośniej w sprawie TVP tupią w Sejmie posłowie PO, partii, która media publiczne do spółki z PSL i SLD totalnie zawłaszczyła i wykończyła finansowo, żeby tylko wspomnieć idiotyczny i łamiący prawo apel Tuska o niepłacenie abonamentu. Jak bardzo bezstronna jest publiczna TV, świadczy podany podczas minionej, wieczorno - nocnej debaty w parlamencie, przykład porównujący czas antenowy Ryszarda Petru i Prezydenta RP Andrzeja Dudy, jaki udostępniono im w telewizji publicznej w ostatnim miesiącu: Petru - 360 minut,  Duda - 14 minut. Co tu komentować? Nie raz i nie dwa, w jednym wydaniu "Wiadomości" o 19.30., Petru pojawiał się trzy, a nawet cztery razy w różnych materiałach filmowych komentując kolejne "zbrodnie " PiS-u.

 

Z telewizji publicznej, za rządów PO/PSL  wywalono niemal wszystkich dziennikarzy  mających odwagę otwarcie krytykować Platformę.  A jak wywalono, to dziennikarz znikał po prostu z tak zwanego grafiku i zostawał z zasiłkiem w ręku. Żaden  z konkursów na stanowiska dyrektorów nie był konkursem, a ci co brali w nich udział. wiedzieli najczęściej, kto wygra. No niestety, za namową bliskiej mi osoby też wziąłem kilka lat udział w takim cyrku, wiedząc, że stanowisko szefa jednego z największych oddziałów regionalnych TVP należy do SLD.  Ale było miło, dotarłem do "finału" i w miłej atmosferze porozmawiałem sobie na koniec z wiceprezesem TVP.  Zresztą dziennikarze pracujący w mediach publicznych doskonale o tym wiedzą. Wiedzą też doskonale kto z nich się zeszmacił, głupi nie są. Ale skoro zostało im jeszcze trochę czasu, to warto dać popalić Kaczorowi, prawda?  Czas na dobre rady, nie tylko dla TVP. 

 

Przede wszystkim, w każdej wypowiedzi przedstawiciela obozu rządowego, albo jakiegoś zbłąkanego prawnika czy eksperta  wycinamy słowa kluczowe takie jak "nie" czy "wyłącznie". Prosty przykład. Jeśli Joachim Brudziński powie do kamery: "Nie, nie zamierzamy robić skoku na media..." , to wycinamy dwa razy słowo "nie" i przekaz jest prawdziwy, a nie zmanipulowany. Oczywiście, tę zasadę swobodnie  stosujemy cytując Brudzińskiego we wszystkich mediach drukowanych. Ale jeszcze lepszym zabiegiem jest pokazywanie długich wypowiedzi polityków PiS w przyspieszonym tempie: "Plu, pla, pli, bo, ba, pi, demokracji ni" - czas antenowy 7 sekund, czas realny 3 minuty i jaki efekt!  Wtedy Andrzej Duda będzie miał na podsumowanie miesiąca 10 godzin, a Petru tylko 7. Czy ktoś się połapie dlaczego Prezydent RP tak szybko mówi? Na pewno nie. Zawsze można dodać ze studia zdanie komentarza, że głowa państwa jest człowiekiem dynamicznym i się spieszył do Prezesa. Trudniej osiągnąć ten niesłychany efekt w prasie. Ale i tu jest znakomity i prosty sposób. Wszystkie argumenty dyktatury i reżimu drukujemy czcionką Times New Roman o rozmiarze 2, a resztę drukujemy 16 - ką.  Każdy zauważy, że Pi nie ma nic do powiedzenia. Oczywiście, najlepszym sposobem jest w ogóle nie pokazywać w TVP nikogo z rządu, co prawdę mówiąc budzi moje zdumienie, że jeszcze na to nie wpadli.

 

Antypisowski jad w mediach publicznych (o prywatnych szkoda nawet mówić) trwa od 2005 roku, ale w ostatnich tygodniach przybrał formę jawnej wojny z urzędującym Prezydentem, rządem RP, z całą prawicą. Słowo standardy dziennikarskie w wydaniu dziennikarzy tak jak Lis czy Lewicka mają swoje miejsce w toalecie. I żeby nie powtarzać setek argumentów o kompromitacji tych ludzi, warto zwrócić uwagę na taki "drobny" fakt. Pracowałem w TVP kilkanaście lat temu i kiedy byłem jedynie gościem publicznego radia, musiałem mieć na to zgodę szefa, nie wspominając już o tym, że było nie do pomyślenia udzielanie się w jakiejś rozgłośni komercyjnej.  Tomasz Lis nie ma etatu w TVP, ale to niczego nie zmienia. Kontrakt ma Kraśko, jak jest z Panią Lewicką, to nie moja sprawa.

 

Rzecz w tym, że cała ta trójka "bojowników" o wolność słowa na co dzień występuje lub ma swoje programy w radiu TOK FM.  Żeby już nie pastwić się nad tą stacją,  radio to ma ewidentnie lewicowy charakter, a bywa, że i lewacki. Ale dobrze, mamy w Polsce wolność, nic nam do lewicy, że nadaje w eterze. Tyle tylko, że dziennikarz pracujący w telewizji publicznej, z założenia bezstronnej, nie może rano dowalać do bólu jednej opcji politycznej, czyli Prawu i Sprawiedliwości, a wieczorem udawać, że niby wypełnia jakąś misję.  Zresztą, Tomasz Lis już od dłuższego czasu wcale nie udaje,  że jest mu wszystko jedno, bo swoje i tak już w TVP zarobił. To jest mniej więcej tak, jakby gwiazda telewizyjna w USA rano tępiła Republikanów w CNN, a wieczorem masakrowała Demokratów w FOX News. To jest wielka ogólna dyskwalifikacja tych dziennikarzy, to w ogóle jest wielka granda trwająca już prawie 10 lat i całe szczęście, że wreszcie nadszedł jej koniec. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka